Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stokrotny Grzmot warknął gniewnie:
— Kim jesteś, że mówisz takie słowa? Czy posiadasz imię? Na twojej szacie nie widzę ani jednego włoska. Jeśli uczono cię grać na dżotunka[1], idź sobie precz i zagraj, ale nie tobie trzymać nóż w ręce! Sam się poranisz!
— Imię swoje wymienię twojej duszy, kiedy uleci z ciała. Wówczas będzie lamentować z przerażenia i nie odważy się wejść do Wiecznych Ostępów. Zamieszka w przepaściach, aby z trwogi wyć z wiatrami i żalić się z wichrem.
— Psie! — huknął Grzmot — Śmiesz urągać duszy odważnego wojownika?l Natychmiast poniesiesz karę. Będziemy walczyć w pierwszą parę i skalp twój zawiśnie przy moich trofeach. Rzucę go szczurom na pożarcie, a imię twoje, którego nie chcesz wymienić, nie dotrze do uszu wojownika!
— Tak, my pierwsi staniemy do walki. Można zaczynać! — odparł chłodno Winnetou.

Obaj rozebrali się i każdy wziął nóż. Utworzono rozległe koło pod lipą. Oczy wszystkich badały z uwagą ciała zapaśników. Stokrotny Grzmot nie był wyższy dd Winnetou, ale o wiele szerzej i mocniej zbudowany. Upsaroca stwierdzili to z zadowoleniem. Nie podejrzewali przecież, że mają przed sobą słynnego wodza Apaczów.

  1. Rodzaj fletu.
118