Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zgubiliście bowiem swoje leki.
Indjanin spuścił oczy.
— Kto ci powiedział? — zapytał.
— Wiem, ponieważ obaj wojownicy, których zastrzeliliśmy, nie mieli przy sobie leków.
— Słusznie odgadłeś! Nie jestem już tym, kim byłem. Wraz z lekiem straciłem swoje imię. Teraz nazywam się Oiht-e-keh-fa-wakon[1]. Przepuśćcie nas, bo was zabijemy!
— Poddajcie się, bo zginiecie! Spójrz przed siebie i za siebie. Na moje skinienie, więcej niż pięć razy po dziesięć kul ugodzi w twój oddział.
— Wielu cuchnących kujotów zabija najsilniejszego bawołu. Cóż stanowiłyby twoje psy wobec moich wojowników, gdybyście nas nie otoczyli? Ja sam rozgromiłbym połowę waszego wojska.
Mówiąc to, wyciągnął swój ciężki tomahawk i rozkołysał groźnie.
— A ja sam wysłałbym cały twój oddział do Wiecznych Ostępów — rzekł spokojnie Old Shatterhand.
— Czy twoje imię nie jest Ithanka, Samochwał?
— Nie walczę imieniem, lecz ręką.
Oko Upsaroca rozbłysło.
— Czy chciałbyś to na mnie stwierdzić?

  1. Odważny poszukiwacz leku.
107