Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lecz każdy krok rumaka zesuwał go o cal wtył. Zsuwał się i ześlizgiwał, aż wkońcu omal nie spadał na ziemię. Poczem znowu umieszczał się koło szyi i znowu ześlizgiwał w sposób niezwykle ucieszny. Zamiast siodła miał pod sobą koc, wiedział bowiem z poprzednich prób, że nie zdoła się utrzymać w siodle, — przy nieco zaś szybszem tempie znalazłby się na ziemi. Nogi trzymał jak najdalej od konia. Skoro mu radzono, aby przycisnął je do boków wierzchowca, odpowiadał: — Dlaczego mieć Bob ściskać nogami biedny koń? Biedny koń nic mu złego nie zrobić. Boba nogi nie być kleszcze! — —
Jeźdźcy dotarli do brzegu niezbyt głębokiego, niemal okrągłego skarpu, o promieniu, wynoszącym trzy mile angielskie. Otoczony z trzech stron ledwo widocznemi wzniesieniami, zbiegał się na zachodzie ze znacznem wzgórzem, zarośniętem krzewiną i zadrzewionem gęsto. Dawniej było tu coś w rodzaju jeziora. Grunt stanowił głęboki piasek i, poza skąpemi skupieniami traw, był zarośnięty zaledwie owym szarym mchem, charakteryzującym bezpłodne obszary Dalekiego Zachodu. Jak oświadczył Davy, miejscowość ta nosiła nazwę Pa-ave-pap t. zn. Jezioro Krwi, gdyż ongi biali wytępili na tem miejscu moc Szoszonów.
Wohkadeh rozpędził konia i skierował się ku wspomnianemu wzgórzu. Ta naturalna niecka

79