Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niedobry kochany niedźwiedziu! — Ale grizzly nie zna litości. Jednem uderzeniem powalił Luddy i jednem uderzeniem zmiażdżył jej małą słodką blond główkę. Jeszcze dzisiaj brzmi mi w uszach mlaskanie i trzeszczenie — — heavens, nie mogę tego zapomnieć, nigdy, nigdy!...
Urwał wzruszony. Nikt nie przerywał milczenia, aż podjął:
— „Ja także znieruchomiałem z przerażenia. Chciałem wzywać na pomoc, ale głos zamarł mi na ustach. Widziałem, jak ciałko mojej siostrzyczki znikało w paszczy bestji, aż wreszcie została tylko... kukła, która upadła na ziemię. Trzymałem kurczowo w ręku długi nóż. Teraz potwór zbliżył się do mnie i podniósł przednie łapy na stół. W tej chwili odzyskałem władzę w członkach. Straszny, cuchnący oddech potwora poczułem na twarzy. Wziąłem nóż w zęby, chwyciłem się rękoma za belkę i wzniosłem na nią. Usiłując mnie dosięgnąć, przewrócił stół. To było szczęściem dla mnie.
„Teraz zawołałem na pomoc, ale napróżno; matka nie przybywała, aczkolwiek powinna była słyszeć mój okrzyk, gdyż drzwi były naoścież otwarte i zimny ciąg powietrza wpadał do izby. — Grizzly podniósł się w całej wysokości, aby mnie ściągnąć z belki. Oglądaliście jego futro, wierzycie tedy, że dosięgał mnie przedniemi pazurami. Wszelako miałem nóż w ręce. Lewą trzy-

70