Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Właściwie o siodłach w istotnem tego słowa znaczeniu mowy być nie może. Wrzekome siodło małego składało się poprostu ze skóry upolowanego niedźwiedzia, z którego nie zdarto sierści; chudy zaś podłożył starą derę santillo, tak zatłuszczoną i podartą, że w istocie siedział wprost na grzbiecie swego rumaka.
Także ubiory obu miały wielce ciekawy wygląd. Długi nosił spodnie skórzane, uszyte zapewne na miarę o wiele korpulentniejszego mężczyzny, więc nie dziw, że za szerokie. Od zimna i gorąca naprzemian, od suszy i deszczów zbiegły się i zmarszczyły, wskutek czego dolne końce ledwo sięgały kolan. Poza tem miały ten niezwykle tłusty połysk, który świadczył, że właściciel używał ich jako chustki do nosa i serwetki do ust i zwykł wycierać o nie ręce z wszystkiego, czego nie chciał mieć na rękach.
Bose nogi tkwiły w niedającem się opisać obuwiu. Wyglądało tak, jakgdyby nosił je już Matuzalem i jakgdyby każdy z następnych posiadaczy wydzierał po kawałku skóry. Niepodobna było powiedzieć, czy cholewy widziały kiedykolwiek coś w rodzaju pasty lub wosku, ile że błyszczały wszystkiemi kolorami tęczy.
Chudy korpus jeźdźca okrywała skórzana koszula myśliwska, nie znająca ani guzika, ani haftki i, co za tem idzie, odsłaniająca bronzową pierś. Rękawy okrywały zaledwie łokcie, obnaża-