Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To jest rzecz pańskiego gustu, który nic dobrego nie zakosztował. A co do zgrai, to proszę, nie mierz mnie według swej własnej miarki!
Powiedział to tonem innym zgoła, niż dotychczas. Nieznajomy najeżył brwi i zapytał groźnie:
— Co pan przez to rozumiał?
— Prawdę. Nic ponadto.
— Za kogo nas pan poczytuje? Wyciągnij nóż!
Sam chwycił za nóż, który tkwił za pasem. Jemmy machnął pogardliwie ręką i odparł:
— Pozostaw w spokoju swój knife, master! Nie przerazisz nas. Obszedł się pan ze mną po grubjańsku, nie powinieneś się zatem spodziewać, że cię opryskam wodą kolońską. Nic na to nie podołam, że się panu nie podobam, i ani myślę dla pańskich kaprysów ubierać się na tem odludziu we frak i rękawiczki. Tu nie stanowi strój, ale człowiek. Odpowiedziałem na pańskie pytanie, a teraz zkolei chcę wiedzieć, kim wy jesteście.
Nieznajomi byli zdumieni pełnym godności tonem Małego. Wprawdzie niektórzy chwycili za noże, ale mężna postawa grubaska stropiła ich całkiem. Przywódca odpowiedział:
— Nazywam się Brake, to wystarczy. Nazwisk ośmiu pozostałych i tak nie zdołacie zapamiętać.

32