Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mogę chyba nie dorzucać, że na tem nie traci jego uroda, gdyż zabrałem go ze sobą jako straszydło, aby odganiać od siebie niedźwiedzie i Indsmanów. Ale za pańskiem pozwoleniem, master... co pana właściwie sprowadziło ku tej pięknej wodzie?
— Nic nas nie sprowadziło. Samiśmy znaleźli drogę.
Towarzysze roześmieli się z tej odpowiedzi, którą uważali za nader dowcipną. Atoli gruby Jemmy rzekł całkiem poważnie:
— Tak? Istotnie? Tegobym po panu nie przypuścił, gdyż twarz pańska nie wskazuje zgoła, abyś mógł bez pomocy znaleźć drogę.
— A pańskie oblicze stwierdza, że nie zobaczyłbyś drogi nawet, gdyby ci nos do niej przytknięto. Jak dawno właściwie opuścił pan szkołę?
— Nie byłem jeszcze w szkole, gdyż nie osiągnąłem wymaganej miary, ale spodziewam się od pana nauczyć tyle, że przynajmniej będę mógł powtórzyć tabliczkę mnożenia Zachodu. Czy chce sir być moim nauczycielem?
— Nie mam czasu. Wogóle mam ważniejsze kłopoty na głowie, niż wpędzenie ludziom rozumu.
— Tak! Cóżto za kłopoty?
Obejrzał się i, udając, że dopiero teraz ujrzał Indjanina, zawołał:

30