Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bardzo przy zmysłach. Wiedzieć, co widzieć. Massa Davy teraz pójść i też zobaczyć.
— No, zobaczymy, co takiego negr wziął za olbrzyma, czy upiora!
Chciał pójść. W tej chwili rozległy się za nim słowa:
— Zostań pan na miejscu, master Davy. Niema tam upiora.
Davy obejrzał się gwałtownie i przyłożył broń. Wohkadeh i Marcin Baumann sięgnęli również po strzelby. Wszystkie trzy lufy były skierowane w Old Shatterhanda, który się podniósł z ziemi i wystąpił z za drzew.
Good evening! — powitał. — Schowajcie broń, messurs! Przybywam jako przyjaciel z ukłonem od Grubego Jemmy'ego i od Hobble-Franka.
Długi Davy opuścił strzelbę, pozostali dwaj poszli za jego przykładem.
— Ukłon od nich? — zapytał. — A więc się spotkaliście?
— Tak, oczywiście, na dole, nad brzegiem jeziora Krwi, aż dokąd tropili ślad słonia.
— Prawda! Czy zbadali tę tajemnicę?
— Owszem. Był to ślad mego konia.
— Do licha! Miałby takie olbrzymie platfusy, sir?
— Nie. Wręcz przeciwnie. Ma nader miłe kopytka. Ale były obute w plecionki, aby stropić wrogich Indjan.

115