Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie postanowiłem, tego muszę dokonać; w każdym razie, z powodu tych rzezimieszków nie mam najmniejszego zamiaru się tego wyrzekać; wyglądałoby to tak jakbyśmy przed nimi stchórzyli. Postanowiliśmy sobie dotrzeć do ruin Babilonu i dotrzemy. Czyż jesteś innego zdania?
— Nie.
— A zatem ruszajmy! Konie nasze się napoiły i nasze bukłaki na wodę są już pełne. Niechaj zajdzie nam drogę, kto chce, sillanowie czy inni hultaje; gotów jestem w każdej chwili wygarbować im tym batem na skórze całą pasję mego serca; słyszałeś, effendi, wy-gar-bować!
Z tem i słowy wyciągnął z za pas swój harap, i kilka razy ze świstem przeciął nim powietrze. Aby ukrócić jego energję, odparłem:
— Włóż ten bat, skądeś go wyjął! Należy w pierwszym rzędzie wystrzegać się nierozwagi; wiesz dobrze, że przyrzekliśmy twej Hanneh unikać wszystkiego, co mogłoby wystawić nas niepotrzebnie na niebezpieczeństwo.

64