Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan I.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwycał. Pragnienie zemsty będzie ich pchało do zajęcia się nami, chciwość skieruje ich uwagę na konie. Jeżeli uda się im zemścić i zawładnąć tak wartościowemi rumakami, wygrają podwójnie. Plan ten jest łatwiejszy do zrealizowania po drodze, niż w Bagdadzie. Musimy więc specjalnie dzisiaj mieć się na baczności.
— Przypuszczasz, że przybędziemy do Bagdadu jutro?
— Tak, jutro po południu, o ile nam jakaś nieprzewidziana przeszkoda nie stanie na drodze. Miasto kalifów niedaleko. Już dziś będziemy mijali szereg gęsto zaludnionych miejscowości.
Stało się, jak przewidziałem. Gdy około południa znaleźliśmy się opodal wsi Syndijeh, ujrzeliśmy za sobą naszych Persów. Jechali szybciej od nas. Ojciec Korzeni siedział na brzegu tratwy, nurzał ręce w falach i chłodził wodą płonące policzki. Po jakimś kwadransie przepłynęli koło nas. Wówczas Pers wyprostował się, wyciągnął pięści i zawołał:

62