Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan I.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to jak pasorzyt tuczy się naszą pracą i żyje jak Gible-i-Alem[1]?
— Wiemy, kogo masz na myśli, — odparł ten, którego nazywano Aftabem.
— Widziałeś go kiedy?
— Nie.
— Dlaczegóż codziennie narażacie dla niego życie? Czyż pochodzi z felek ul eflahk[2], że się nie raczy nam ukazać? Czy nie jestem ciągle z wami? Czy nie dzielę wszystkich niebezpieczeństw ze swymi podwładnymi? Kogóż więc powinniście bardziej kochać i szanować, mnie, czy jego? Jego powinniście darzyć większem zaufaniem? Zapewniam was, że zarabialibyście więcej tysiączek, niż teraz zarabiacie setek, gdybym zamiast niego był waszym Emir-i-Sillan, Księciem Cieni.
— Nieraz nam to już mówiłeś. Wierzymy ci.

— Mówiłem to również wielu innym, i oni również mi wierzą. Czas już nadszedł. Szemszihr[3] wisi nad jego głową. Mówiłem z kilkoma innymi pederahna-

  1. Szach.
  2. Niebo.
  3. Miecz.
16