Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak niewinny i nakarmiony aniołek, jak ty, nie rozumie tego oczywiście. Ale zgłodniały lew, który ryczał przed chwilą w mem łóżku, zmusił mnie do pójścia po rozum do głowy. Uplanowałem wszystko wspaniale. Popatrz na tę kiełbasę! Obwinięto ją ze wszystkich stron sznurami, aby nie pękła przy gotowaniu. Racja?
— Niech będzie tak. Nie uważam, by to było zagadnienie ważne i istotne; szkoda się niem zajmować w tak ważnym momencie. Zostawmy więc sznury! Pozwolisz tylko, że zwrócę uwagę, iż jesteśmy w Austrji, a tu zamiast słowo „sznur“ używa się „szpagat“.
— Dobrze, niech będzie szpagat! Chciałem ten szpagat ostrożnie ściągnąć, i ostrożnie, niezwykle ostrożnie, zedrzeć przy pomocy skórkę kiełbasy. W ten sposób zabrałbym tyle kiełbasy, ile jej pożąda mieszkający we mnie lew, który brzuch mój uważa obecnie za swą klatkę. Po nasyceniu go miałem zamiar...
— Miałeś zamiar? No, jazda!
— Kochany mongole, przyznasz chyba, że skórę trzeba było napełnić.
— Oczywiście. Ale czem? Bardzo jestem ciekaw, coś wymyślił!
— To sprawa znacznie trudniejsza, aniżli zagadnienie orjentalne. Nie mogłem ci się z tem zwierzyć. Jedynym produktem spożywczym były babki. Gdybym jednak odkroił kawałek babki i wpakował go w kiełbasę, wyszłaby najaw ta zbrodnia. Prawda?
— Tak. Niestety, wszystkie babki są nietknięte i całe.
— To właśnie napełnia mnie boleścią! — rzekł Carpio ponuro, poczem dodał poufale. — Chcąc użyć babki, trzeba ją zjeść całą; mniej to będzie widoczne, aniżeli odkrojenie kawałka.

68