Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ciekawa rzecz, czy go odda?
— Co?
Mój list polecający.
— Ach, tak! Gdzie mieszka twój krewny?
— Nie wiem.
— Czem się trudni?
— I tego nie wiem.
— Jeżeli jest tylko wytworem twej fantazji, postąpiłeś wobec tej kobiety nikczemnie...
— Milcz! — przerwał. — Nie jestem łotrem. Krewny istnieje, ale tylko dla takich ludzi, dla których ja chcę.
— Więc dla mnie go niema?
— Niema.
— Dla innych kolegów również?
— I dla nich nie istnieje.
— Dziękuję pięknie!
— Proszę! Czujesz się obrażonym?
— Oczywiście! I to ma być najserdeczniejszy, najdroższy przyjaciel?
— Hm, Safono, chcę ci coś powiedzieć. Mam uzasadnione przyczyny do ukrywania tego człowieka przed pewnymi ludźmi.
— Kim-że są ci pewni ludzie?
— Wszystkie osoby rodzaju męskiego, mniej więcej w moim wieku.
— Dlaczegóż to? To głęboka tajemnica, będę jej strzegł jak oka w głowie. Lecz tobie ją zdradzę i mam nadzieje, będziesz to uważał za dowód prawdziwej przyjaźni.
— Oczywiście! A więc?
— Żaden osobnik rodzaju męskiego w moim wieku nie dowie się niczego o krewnym, bo, bo, hm, bo...

61