Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Od lat nie miałem więc żadnych wiadomości o losach przyjaciela. W każdym razie prędzej spodziewałbym się Bóg wie czego, aniżeli spotkania niezdarnego i bezradnego kolegi tu na Dzikim Zachodzie, gdzie nietylko trzeba zwać się mężczyzna, ale też być nim w istocie. Gdyby Carpio wiedział, że jego Lafona, ten „pędziwiatr i włóczęga“ ukryty w zaroślach, podsłuchuje tuż za jego plecami! Orientowałem się już zupełnie dokładnie w jego stosunkach ze stryjem. Stary kutwa, przekonany, że ukończony gimnazjasta jest ważną figurą i przyda mu się na coś, sprowadził bratanka do Ameryki, by go za psie pieniądze wykorzystać i wyzyskać. Dziwiło mnie bardzo, że, rozczarowawszy się, surowy stryjaszek nie pozbył się krewniaka i nie osadził na lodzie; nie mogłem pojąć, dlaczego trzyma go przy sobie i poco zabrał na wyprawę do finding-holu. Coś w tem być musi; jeszcze nie wiem co, ale się dowiem z pewnością!...
. Najchętniej wyszedłbym teraz z za krzaków i palnął stryjkowi porządną, z serca płynącą reprymendę. Niestety, nie mogłem tego uczynić; musiałem pójść w ślady Winnetou. który już przy ostatnich słowach Egglego odsunął krzaki i zaczął się oddalać od rozpalonego na nowo ogniska. Dogoniłem go wkrótce, chcąc wyprzedzić Cornera i Shepparda, i podsłuchać choćby kilka słów z ich rozmowy, zaczęliśmy się szybko przemykać pośród drzew.
Nie ulegało wątpliwości, że wrócą do koni. By mieć jak największą swobodę ruchów, wydostaliśmy się z lasu jak najszybciej i zatrzymali na wystającym cyplu położonych na skraju lasu krzaków. W przekonaniu, że Corner i Sheppard zjawią się tu wkrótce, padliśmy na ziemię. Od ogniska dzieliła nas spora odległość; było rzeczą pewną, że siedzący przy ognisku nie będą mogli słyszeć prowadzonej tu rozmowy. Przypuszczaliśmy więc, że Corner i Sheppard będą mówić gło-

273