Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczególne otwory padał na równinę odblask ogniska. Dzięki temu ujrzeliśmy siedzącą przy ognisku trójkę.
Prayerman i jego kompan posuwali się wśród krzewów, wybraliśmy więc dla siebie ścieżki, biegnące po południowej krawędzi; wskutek tego trzeba było nieco nałożyć drogi. Dotarliśmy do celu, gdy tamci rozłożyli się już jak najwygodniej. Zaszywszy się w zwisające aż do ziemi gałęzie, czekaliśmy na nieznany nam znak, o którym była przedtem mowa.
Dotarliśmy na miejsce bez wielkiego wysiłku, siedząca bowiem przy ognisku trójka rozmawiała tak głośno, że nie mogła usłyszeć drobnego szelestu. Natomiast czołganie się wśród gałęzi sprawiało trudności, trzeba je było bowiem odsuwać zwolna i podnosić w ten sposób, by nikt nie zwrócił uwagi na ich poruszanie. Na szczęście, obydwaj podsłuchujący, ukryci w przeciwległych krzakach, tak byli zajęci sobą, że nie myśleli wcale o zaroślach sąsiednich.
Cała trójka rozłożyła się przy ognisku tak, że strona, zwrócona ku prerji, pozostała zupełnie wolna. Urządził to z pewnością osobnik, którego tamci dwaj nazywali Egglym, by ułatwić kompanom znalezienie i podpatrzenie obozowiska. Był odwrócony plecami do lasu. Od czasu do czasu zezował w kierunku krzewów, oczywiście pod adresem tych, którzy w porozumieniu z nim mieli podsłuchiwać.
Naprzeciw nas, a więc twarzą zwrócony na południe, siedział w pobliżu ogniska stary, szczupły, pomarszczony człowiek; budowa kości wskazywała, że jest jeszcze silny i wytrzymały. Miał bardzo mocne zęby; szeroka, masywna, wysunięta naprzód broda zdradzała niezbyt szlachetne instynkty. Niezwykle wąskie wargi wskazywały na zdecydowanego skąpca. Niejeden ormiański lichwiarz pozazdrościłby mu zakrzywionego, jastrzębiego nosa. Z pod czoła, kończącego się rzadką, siwą czupryną, patrzyła para małych oczu, pozbawionych niemal rzęs; latały w ustawicznym niepokoju. Mizerna,

261