Jazda odbyła się z nieoczekiwaną szybkością. Docierano do celu, do pełni zaś księżyca było jeszcze trzy dni. Old Shatterhand mniemał, że Sioux-Ogallalla nie mogli już być na miejscu. Napomknął w toku rozmowy:
— Co najwyżej mogli dotrzeć do Bottelers range, a zatem jesteśmy tutaj bezpieczni. Niechaj ognisko płonie, dopóki księżyc nie wyłoni się z za gór. Nie możemy się spodziewać innych ludzi poza Siouxami. Niema się czego obawiać.
— A jaka jest droga z Bottelers range, sir? — zapytał Marcin Baumann. — Słyszałem, że nader niebezpieczna.
— Nie mogę tego twierdzić. Oczywiście, należy omijać gejzery, gdzie grunt jest nader cienki i gotów się pod nogą załamać. Jedzie się z Bottelers range do doliny rzecznej i wymija wulkany. Po czterech czy pięciu godzinach dociera się do kanjonu, długiego na pół mili i na trzysta metrów głęboko wydrążonego w granicie. Po następnych pięciu godzinach przybywa się do góry, z której wierzchołka dwie równoległe ściany skalne biegną nadół na niespełna dziewięćset metrów. Górę nazywają Czarcią Ślizgawką. Po jeszcze trzech godzinach, dotarłszy do Gardiner-river, jedzie się jej brzegami, gdyż wzdłuż Yellowstone-river nie można się posuwać dalej. Następnie jedzie się wzdłuż gór Washburne i Cascade-creek, która to zatoka prowadzi do
Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/94
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
92