Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byciem nikomu z naszych nie stało się nic złego. Precz, precz! Nie można marudzić ani chwili!
Uff! Naprzód!
Po chwili Szoszoni i Upsaroca znikli. Czarny Bob został przy Old Shatterhandzie, który mu rozkazał:
— Chodź tu! Uchwyć tę oto sosnę. Potrząśniemy!
Przyłożywszy rękę do ust, wydał okrzyk sępi, przejęty, jak wspomnieliśmy, przez Długiego Davy’ego i jego przyjaciela. Widział, jak spoglądają wgórę, wiedział zatem, że sygnał dotarł do celu.
— Poco potrząsać drzewem? — zapytał Bob.
— Aby im dać sygnał. Wrogowie zamierzają Wohkadeha i twego młodego pana wrzucić do krateru. Leżą już obaj skrępowani na brzegu otchłani.
Murzyn ze strachu wypuścił strzelbę.
O, o, chcieć massa Marcin zabić? To nie być, to nie móc być! Masser Bob nie pozwolić! Masser Bob wszystkich zabić, wszystkich! Bob wprost pędzić! — I pobiegł, co tchu w piersiach.
— Bobie, Bobie! — krzyknął Old Shatterhand. — Wróć, wróć! Wszystko popsujesz!
Ale murzyn nie zważał na okrzyk. Opanowała go bezmierna wściekłość. Zamierzano zabić

146