Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zniknięciu odważnych, a raczej lekkomyślnych wycieczkowiczów.
Miano się podnieść ze świtem. Skoro zatem rozbrzmiały pierwsze głosy ptaszęce w krzakach, wszyscy zerwali się na nogi. Spostrzeżono wnet z przerażeniem nieobecność pięciu przyjaciół. Przekonano się następnie, że wyjechali z obozu na własnych koniach. Teraz dopiero Szoszon, który stał w nocy na warcie, zameldował o wypadku i powtórzył Old Shatterhandowi słowa Grubego Jemmy’ego.
Winnetou nie mógł, mimo swej przenikliwości, pojąć postępowania zbiegłych.
— Na pewno wyjechali na spotkanie Sioux-Ogallalla — wyjaśnił Old Shatterhand.
— Chyba potracili głowy! — gniewał się Apacz. — Nietylko nie unikną niebezpieczeństwa, lecz nadomiar zdradzą naszą obecność. Ale czemu to uczynili?
— Aby się dowiedzieć, czy niedźwiednik jeszcze żyje.
— Skoro umarł, nie zdołają go wskrzesić, a jeśli jeszcze żyje, narażają go tylko na większe niebezpieczeństwo. Winnetou może wybaczyć ten wielki błąd dwom młodym odważnym chłopcom, ale obaj starzy biali myśliwi powinni być wystawieni u pala na pośmiewisko squaw i dzieci.
W tej chwili zbliżył się murzyn Bob. Cuchnął wciąż jeszcze, wskutek czego odpędzano go od siebie. Nosił derę końską, której użyczył mu

98