Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakie przypuszczenia?
— Że Muntefikowie są wpobliżu.
— Jakto? Rozłożyli się we wsi El Nahit!
— Oby tak było! Dotychczas podejrzenie moje nie ma trwałych podstaw i, byłbym bardzo rad, gdybym się mylił! — Zostań więc tutaj i nie oddalaj się od koni! Za żadną cenę nie powinniśmy ich stracić!
— Dokąd zamierzasz się udać?
— W stronę północną. Jeśli tam nie znajdę śladów, to znaczy, że się pomyliłem i szeik jest uczciwym człowiekiem!
— Zostaw mi strzelby, przeszkodzą ci się wspinać!
— Nie! Wezmę je ze sobą. Muntefikom chodzi o nie przedewszystkiem!
Poszedłem. — Halef mówił o wspinaniu się i miał rację: Coprawda mogłem spełnić swój zamysł, obchodząc ruiny dokoła, lecz zajęłoby to zbyt wiele czasu, a moja obecność mogła być potrzebna w każdej chwili. Dlatego skręciłem natychmiast pomiędzy kupy gruzów. Tu nie mógł ujść mego oka żaden ślad, prowadzący z zachodu! — Ruiny były rozleglejsze, niż sądziłem. Coraz głębiej zapuszczałem się pomiędzy gruzy i resztki murów, nie znajdując żadnego śladu. Podejrzliwość moja była zatem bezpodstawna! — Chciałem już wrócić do Halefa, gdy, stojąc między szczątkami dwóch glinianych murów, zobaczyłem za nimi małe płaskie grudy, pokryte ziemią, sypką, jak kurz — jakiś niewyraźny trop! Mógł to być, coprawda trop jakiegoś zwierzęcia! W mgnieniu oka stałem na piasku i schyliłem się — nie, nawet się nie schylałem, by zobaczyć zupełnie wyraźnie, że tędy przechodzili ludzie; — prawdo--

94