Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tomność. Teraz Hammerdull i Holbers szybko przynieśli paliwo. Zasypaliśmy niem grobowiec, założyli lont, zapalili go u końca i oddalili się z taką szybkością, że nie minęła minuta, kiedy już znowu staliśmy na tratwie. Odwiązaliśmy ją i puścili blisko brzegu, wiosłując bardzo powoli.
Rozjaśniło się przed nami; zobaczyliśmy ognisko obozowe i w jego świetle półwysep. Tymczasem na lewo, w lesie, powstała łuna, która zwróciła uwagę Pa­‑Utesów. Słyszeliśmy ich okrzyki i ujrzeliśmy, jak wielu pobiegło do grobowca.
— Zaczyna się! — rzekł Winnetou.
— Trzymajcie strzelby wpogotowiu, a także noże, aby szybko przeciąć więzy jeńców.
Naraz z lasu doleciał głośny, przeraźliwy okrzyk:
— Neaw­‑äkwe, neaw­‑äkwe! — Wódz nie żyje, wódz nie żyje!
Wszyscy zerwali się z miejsc i pomknęli do lasu. Widzieliśmy wyraźnie, że również dwaj czerwoni z półwyspu przyłączyli się do biegnących.
— Szybko wiosłujcie do półwyspu, szybko! — poleciłem. — Holbers zostanie na tratwie, aby ją utrzymać!

Tratwa pomknęła z szybkością łodzi. Ledwie uderzyła o brzeg, gdy Winnetou, HamerdulI i ja skoczyliśmy na ląd. Zabaczyliśmy trzeciego wartownika, który nie opuścił posterunku. Spogląda-

53