Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zapytany skinął w milczeniu, pełnem poszanowania. Apacz ciągnął dalej:
— Z obu jego wylotów prowadzą wąskie ścieżki, które znają tylko wojownicy Nawajów. Nitsas­‑Ker, ich dobry wódz, niechaj zaprowadzi swoich wojowników do kanjonu, jedną połowę dzielnych Nawajów niechaj umieści u górnego wylotu, drugą zaś u bliższego, ale niezupełnie na dole, aby ich nie dostrzeżono, pragniemy bowiem zwabić Pa­‑Utes do kanjonu. Dopiero, kiedy wrogowie Wejdą, bliższy oddział może podejść aż do samej wody i pokazać się nieprzyjaciołom. Wówczas Pa­‑Utes, zamknięci przez dwa oddziały, będą musieli się poddać, jeśli nie zechcą wszyscy polec, ponieważ znajdą się pomiędzy wysokiemi, gładkiemi ścianami kanjonu, gdzie niesposób się schować. Wojownicy zaś Nawajów, osłonięci przed strzałami, zagrażać im będą zewsząd. Będą bowiem ukryci za blokami skalnemi. Czy mój brat zrozumiał?
Znowu odpowiedziało mu skinienie.
— A więc niechaj natychmiast siada na koń i szybko pomknie!

W kilka chwil później młody Nawaj, nie wymówiszy ni słowa, odjechał. Poczem i my dosiedliśmy rumaków i pomknęli ku San Juan, którego wybrzeża znaliśmy obaj bardzo dobrze. A gdyby-

30