Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powracać do miasta, w którem wywołali takie zamieszanie!
— Czy wiesz na pewno, że udał się do Serdaszt? Jesteś może jego powiernikiem, przed którym nie ma tajemnic?! Czy nie mógł nas okłamać?
— Oddalił się wszak w tym kierunku!
— Aby zamydlić nam oczy! Jeśli jest tak, jak przypuszczam, to pojechał na wschód, by po pewnym czasie zatoczyć łuk.
— Poco?
— Został wysłany przez łowcę, aby się dowiedzieć, czy go nikt nie ściga. Teraz spotkał Persów i pośpieszył ostrzec towarzyszy.
— Musimy więc natychmiast wyruszyć!
— Dokąd?
— Za Persami.
— Poco?
— Ostrzec ich!
— Kochany Halefie, jakże chętnie grasz rolę zbawcy!
— Nauczyłem się tego od ciebie, sihdi!
— Czy zasłużyli na to, byśmy się dla nich trudzili?
— Nie, gdyż obrazili nas i obsypali niezasłużonemi obelgami, nie mówiąc już o docinkach co do mego wzrostu! Ale — wrogom należy przebaczyć i odpłacić dobrem za złe!
— Tak myślą i czynią chrześcijanie; lecz ty nim nie jesteś!
— Ach, zamilcz lepiej, dobry mój sihdi! Wiesz przecież jakie myśli i uczucia obrały sobie siedlisko w mem sercu. — Tak, był czas, wtedy, gdy byłem twym sługą na Saharze, kiedy to zadawałem sobie trud nielada,

163