Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystkie szczenięta na kuli ziemskiej nie zaprotestują przeciwko takiemu uwłaczaniu godności ich rodziców!
Kilkoma śmiałemi krokami rozbił koło okrążające nas, a ja naśladowałem jego szczęśliwy pomysł. Persowie widzieli skierowane na siebie lufy i byli przekonani, że natychmiast zasypiemy ich gradem kul. Wódz nie śmiał stawiać oporu. Podszedł do konia i skinął na swych ludzi:
— Jedźmy! Miejsca na spoczynek nie zbraknie nam gdzie indziej!
Wsiedli na konie i odjechali, miotając półgłosem przekleństwa, żegnając nas jadowitem spojrzeniem. Gdy tylko zniknęli za zaroślami, powrócił mirza Muzaffar i zatrzymawszy się w odległości, na którą nie poniosłyby nasze kule, zawołał:
— Tym razem udało się wam pierwej dostać broń do ręki! Musieliśmy ulec; rezultat naszego następnego spotkania będzie jednak inny. Niechaj Allah was potępi! Śmierć parszywym psom chrześcijańskim!
Ze strachu przed kulami popędził konia i odjechał daleko.
— Sihdi, czy mam doścignąć i zastrzelić tego draba, czy też posiekać go na perski proszek?
— Ani jedno, ani drugie!
— Przecież zwymyślał nas znowu!
— Zostaw go w spokoju; przekleństwa zwykle padają na głowę tego, który niemi miota. Chrześcijanin nie uznaje zemsty. — karę pozostawia Bogu!
Posłać kulę za Persem? Byłby to mord! On zapewne nie miałby tak humanitarnych poglądów. — Bywają szyici, którzy daleko bardziej nienawidzą chrze--

161