Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Każdy uczciwy człowiek będzie mile widziany!
— Mam nadzieję, że nie uważacie mnie za nieuczciwego!
Zsiadł z konia i przyłączył się do nas. Na pierwsze pytanie udzieliłem mu umyślnie odpowiedzi błędnej, gdyż bynajmniej nie przypadał mi do gustu. Był długi i chudy, a jednak krzepki, nawet barczysty; pomimo to garbił się cokolwiek i pochylał naprzód; sprawiał wrażenie, jakby strzygł uszami. Na głowie miał fez, zesunięty na ciemię, tak, że widać było jego wąskie i niskie czoło. U bladych, niebieskawych prawie warg, zwisała cienka, kosmykowata broda; na twarzy królował nos — garbaty dziób jastrzębi, ocieniający dwa małe chytre oczka, prawie niewidoczne pod przymkniętemi powiekami. Silnie rozwinięte szczęki i podniesiony podbródek zdradzały egoizm, brak skrupułów i przewagę zwierzęcych instynktów, podczas gdy górna połowa twarzy mówiła o wielkiej przebiegłości, ukrywanej pieczołowicie. Człowiek ten przedstawiał wybitny typ Ormianina. —
Żyd oszuka dziesięciu chrześcijan, Grek pięćdziesięciu Żydów, Jankes stu Greków, Ormianin wywiedzie w pole tysiąc Jankesów. — Jest to ogólnik, lecz przekonałem się, że choć mocno przesadzony, zawiera dużo prawdy. Wszędzie na Wschodzie, gdzie tylko planują jakąś zdradę, lub intrygę, nie obejdzie się bez garbatego nosa Ormianina. Kiedy nawet Grek bez krzty sumienia zawaha się wykonać jakiś plan łotrowski, na pewno znajdzie się Ormianin, który wyręczy go bez skrupułów, gotów na wszystko za judaszowe srebrniki. Lewantyńczycy przewodzą światowym mętom, prym

148