Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zostali na miejscu, zaciągnęli podwójne straże, pieczołowicie strzegąc obu jeńców i oczekując naszego powrotu lub co najmiej gońca.
Było bardzo wcześnie, kiedyśmy wyruszyli; mieliśmy cały dzień jazdy przed sobą. Wiedzieliśmy jedynie, że Utahowie obozują na południu tego samego terytorjum, Pa­‑Utes zaś siedzą u zbiegu Uteh, Colorado, Arizony i New­‑Mexicu. Była to wiadomość dosyć mętna, tem bardziej, iż należało sądzić, że, skoro wrogowie zamierzali napaść na Nawajów, to opuścili dawne swe stanowiska. Dokąd więc mieliśmy się zwrócić? — Tak zapytałby tylko ten, kto nigdy nie był westmanem; my natomiast mieliśmy drogowskaz, na którym mogliśmy polegać, mianowicie trop obu wywiadowców. Znaleźliśmy go, skoro tylko opuściliśmy obóz.

Działo się to w jednej z najbardziej płodnych miejscowości Arizony. Kraj ten posiada nader ubogie źródła; nieliczne rzeki mają swe łożyska w bardzo, bardzo głębokich wąwozach; główna rzeka Colorado płynie między skałami, wznoszącemi się miejscami zupełnie pionowo na przeszło dwa tysiące metrów, stanowiącemi łyse płaskowzgórza, wystawione na spiekotę słoneczną i szalejące huragany. Potoki, niezbyt głęboko położone, tutaj są rzadkością. Oazy te, zarośnięte trawą lub zagajnikiem i zadrzewione gęsto, cieszy przeto swym widokiem oko podróżnika.

12