Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych elementow i ochrania ludzkość przed wpływem sadzy. A zgadnij pan, czem był mój dziadek?
— Czy nie zechciałby mi pan sam to powiedzieć?
— Ależ z ochotą. Chodzi tu o chrzan. Zdumiewam pana, co? Chrzan to znowu symbol pikanterji. Dodaje się go do kiełbasy, kotletów wieprzowych; gdy się go pociera, łzy stają w oczach. Jest w tem coś tragicznego, coś, co przypomina Schillera, Goethego i Heinego, i dlatego dziadek mój był równocześnie krzewicielem pikanterji i tragizmu. Mogę być dumny z mych przodków. Starałem się też wszystkie zalety rodu przelać na córkę. Jeżeli jest pan amatorem chrzanu, ugoszczę pana wieczorem.
— Świetnie!
— Pozna pan przy tej okazji kuchnię moją i córkę. Gdybym miał zięcia, byłby z jednej i drugiej bardzo zadowolony.
Tak gawędzili aż do kolacji. Straubenberger miał więc dosyć czasu, aby bliżej poznać gospodarza. Rezedilla trzymała się na uboczu Myśli jej krążyły ciągle dokoła śpiącego Gerarda, który był bliższy jej sercu, aniżeli kominiarze i handlarze chrzanem całego świata. Poszła więc po kolacji spać, zostawiając mężczyzn, pochłoniętych rozmową. — —
Gerard wszedł na drugi dzień do gospody wczesnym rankiem. Usłyszawszy kroki, Rezedilla pośpieszyła aby go powitać.
— Dobrzeście spali, sennor? — zapytała.
— Lepiej, niż dobrze, sennorita, — rzekł, opierając strzelbę o stół.
— Nie jadł pan nic. Czy przynieść czekoladę?

77