Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skazany na obronę, czeka jednak tylko na pomyślny moment, by przejść do ataku. Stanie się to, gdy tylko nadejdzie posyłka pienieżna, której oczekuje.
— Posyłka pieniężna? Ach, gdyby tu już była. Musicie wiedzieć, że prezydent jest mi od trzech miesięcy winien pensję. Uchodzę za bogatą, muszę prowadzić dom na wielką skalę, abym mogła załatwiać wasze sprawy. Tymczasem kasa moja opustoszała. Wiem, że Juarez jest w kłopotach; byłam zmuszona pozaciągać pożyczki. Nimb, którym się umiałam otoczyć, niedługo będzie się mógł utrzymać.
— Tak, prezydent jest pozbawiony niemal wszystkich środków. Jeżeli przysyła pani pieniądze, to dowód, że umie szanować korzyści, które nam pani przynosi.
— Przysyła pieniądze? — zapytała z radością.
— Tak; przeze mnie. Od dwóch tygodni noszę je przy sobie. Niech mi pani wybaczy — naprawdę nie mogłem przybyć wcześniej.
— Nie usprawiedliwiaj się, kochany Gerardzie; znam waszą troskliwość dla mnie. Mówcie, ile macie pieniędzy.
— Pensja za pół roku, za trzy miesiące ubiegłe i za trzy przyszłe. Zadowolona pani?
— Bardzo, bardzo. Czy to banknoty?
— Tak. Jakżebym mógł nosić przy sobie tyle monet?
— Jakie to banknoty? Amerykańskie mogłyby mnie zdemaskować.
— Angielskie.
— To bardzo przezornie.
— Służę pani.

29