Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nosem i rzecz bardzo prawdopodobna, że zechcą zrabować przesyłki pieniężne. Gdyby pieniędzy nie można było transportować dalej, zostaną ukryte w Guadelupie, u nas w domu. Juarez wyśle wzmocnioną straż; musimy się więc mieć tem bardziej przed Francuzami na baczności. Pchną wywiadowców, aby nas wybadać; przeczuwam, że ten łotr, który tam siedzi, jest jednym z takich szpiegów. Mówi mało, nie spuszcza oka z okna, aby widzieć dokładnie, co się dzieje na dworze, Nawet na ciebie nie spogląda.
Rezedilla wiedziała, że się stary myli. Nie chciała się jednak zdradzić, że czuje sympatję do tego człowieka.
— Nie sądzę, aby miał oko szpiega, — rzekła.
— Nie? Mylisz się. Po dyplomacie poznać można zawsze, że jest wielką figurą. Dlatego wolę, aby mnie nie widział ten Francuz. Gotów jeszcze zmiarkować po wyrazie, twarzy, jakie jest moje istotne powołanie i nabrać podejrzeń. Dlatego wolę, abyś go obsługiwała sama. Ale błagam na litość Boską, nie wygadaj się, że jestem zwolennikiem Juareza.
Rezedilla odparła, z trudem panując nad śmiechem:
— Nie troszcz się o to; odziedziczyłam po tobie żyłkę dyplomatyczną. Nie złapie mnie.
— Jestem pewien, że masz tę żyłkę. To przechodz1 z ojca na córkę zupełnie bezwiednie. Wracaj więc do gospody i załatw dobrze sprawę. Bądź nawet dla niego uprzejma, aby nie budzić podejrzeń. Dobry dyplomata musi sidłać swych wrogów uśmiechem, znam się na tem.

16