Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ dobrze — rzekł cesarz. — Z pewnością coś ważnego sprowadza marszałka do Cuernavacca. Nie lubi tego miasta.
Ujrzeli nadchodzącego marszałka.
— Niechaj Wasza Cesarska Mość wybaczy, — rzekł, skłoniwszy się ceremonjalnie, — że ośmielam się przerwać błogą ciszę tego miejsca.
— Cóż znowu; zawsze jest mi pan miłym gościem, kochany marszałku, — odparł Maksymiljan uprzejmie.
— Tem bardziej ubolewam, że przynoszę nieprzyjemne wieści.
— Muszą przyznać, że od pewnego czasu niewiele miłych wiadomości od pana otrzymałem, to też słowa pańskie nie są dla mnie niespodzianką.
W powiedzeniu cesarza przebijała złośliwość, lecz wzrok miał tak pogodny i wesoły, że marszałkowi brakowało wprost podstawy do gniewu. Rrzekł:
— Czy Wasza Cesarska Mość każe mi natychmiast złożyć raport?
— Proszę o to.
— Czy w obecności generała?
Basaine obrzucił Mejię nieprzyjaznym wzrokiem i złożył mu głęboki, ceremonjalny ukłon. Pytanie było nietaktem wobec cesarza i obrazą dla Meksykanina; ale obydwaj nie zwracali na to uwagi. Meksymiljan zapytał zkolei:
— Czy chodzi o ważne tajemnice?
— Nie, przeciwnie, to sprawa zupełnie jawna.
— W takim razie, monsieur, niech pan mówi natychmiast.
— Chodzi o tego Pabla Cortejo, o którym już niejednokrotnie Waszej Cesarskiej Mości wspominałem.

100