Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dla wdzięku plasterków, a nagie jej ramiona i nogi przyozdabiało mistyczne tatuowanie, lśniące ciemnoczerwoną barwą. Z każdego ucha zwisał ogromny, złoty pierścień, takiż pierścień z nasadzonemi drogiemi kamieniami miała u nosa. Przypuszczam, że przy jedzeniu przeszkadzał jej nie mało. Wokoło jej szyi wiły się w kilku rzędach perły, korale, assyryjskie świecidełka i drogie kamienie, prócz tego zdobiły ją jeszcze rozmaite srebrne naramienniki i obrączki. Tamte kobiety były mniej strojne.
— Sallam! — powitał je szejk. — Przyprowadzam wam bohatera ze szczepu Franków, który jest zarazem wielkim świętym i chce was pokropić świętą wodą ze studni Cem-cem.
W tej chwili kobiety przypadły do ziemi, a władczyni zeszła ze swego tronu i uklękła. Wylałem sobie trochę wody na rękę i pokropiłem całą tę uroczą grupę.
— Przyjmijcie błogosławieństwo, kwiaty pustyni. Niechaj Bóg wszech ludów zachowa was w piękności i weselu, by woń wasza krzepiła długo jeszcze serce waszego władcy!
Gdy się ta ceremonja skończyła, kobiety powstały i podziękowały mi, zwyczajem wschodnim, podaniem ręki. Teraz zaś szejk rozkazał im:
— Pośpieszcie się i przygotujcie ucztę, godną tego męża. Sproszę gości, by wypełnili namiot mój i radowali się wraz ze mną z zaszczytu, jaki mnie dzisiaj spotkał.
Udaliśmy się napowrót do szejkowego namiotu.
— Gdzieście byli? — zapytał Lindsay.
— W namiocie kobiet.
— Ah! To niemożliwe!
— A jednak!
— Czy kobiety te pozwalają patrzeć na siebie?
— Dlaczegożby nie?
— Hm! wspaniale! Tu zostać! Chcę te kobiety widzieć!
— Nie wiem, czy się panu uda. Co do mnie, to sądzą, że jestem świętobliwym człowiekiem; mam bowiem ze sobą wodę ze studni Cem-cem, której — według wiary tych ludzi — każda kropla zdziałać może cuda.
— Ah, źle! Nie mam Cem-cemu!