Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A jakie byłyby następstwa tego?
— Byłoby o jednego szpiega mniej.
— O, skutki byłyby całkiem inne. Wysłano tego kol agassi w każdym razie poto, aby się przekonać, czy przewidujemy choćby zamierzony napad. Jeżelibyśmy go zabili, lub przytrzymali w niewoli, nie powróciłby i to byłby znak, że nas ostrzeżono. Tak jednak odzyskał wolność, a miralaj Omar Amed będzie pewny tego, że ani trochę nie przeczuwamy zamachu mutessaryfa. Byłoby przecież największą głupotą wypuszczać szpiega, jeżeli się ma przekonanie, że się będzie napadniętym — powiedzą sobie. Czy mam słuszność?
Bej wziął mnie w objęcia.
— Przebacz, emirze! Moje myśli nie sięgały tak daleko jak twoje. Poślę jednak za nim kogoś na zwiady, aby się przekonać, czy rzeczywiście odejdzie.
— I tego nie uczynisz!
— Czemu?
— Mogłoby to zwrócić jego uwagę właśnie na to, co ukryliśmy przed nim, wypuszczając go na wolność. Będzie się strzegł tutaj pozostać, a zresztą przybywa teraz dość ludzi, od których będziesz się mógł dowiedzieć, czy go spotkali.
I w tem stanęło na mojem. To połączenie dwóch korzyści było dla mnie miłem zadośćuczynieniem. Przedewszystkiem uratowałem życie człowiekowi, który działał w każdym razie z rozkazu, a zarazem zniweczyłem plan mutessaryfa. Z tem uczuciem udałem się do komnaty kobiecej na śniadanie. Przedtem jednak wydobyłem z mojego zbioru rzadkości, który miałem od Isli ben Mafleja, naramiennik z przytwierdzonym doń medaljonem.
Mały bej także już się obudził. Podczas gdy go matka trzymała, usiłowałem przenieść na papier jego śliczną fizjognomję. Udało się to wcale znośnie, jako iż dzieci są do siebie podobne. Potem włożyłem papier do medaljonu, a naramiennik wręczyłem matce.
— Noś to na pamiątkę po emirze! — prosiłem ją. — Wewnątrz znajduje się oblicze twojego syna; zostanie na zawsze młode nawet wówczas, gdy on sam się postarzeje.