Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nem. Był za ciężki, a ogon ośli zdobył się zaledwie na mały ruch wahadłowy, powstrzymany natychmiast, gdyż kamień uderzał przy tem o nogi. Osioł najwidoczniej osłupiał; zezował oczyma wtył, kiwał z nadzwyczajną powagą długiemi uszyma, prychał, aż wkońcu otworzył pysk, aby zaryczeć, ale głos mu nie dopisał. Poczucie, że coś trzyma mocno od dołu największą jego ozdobę, odebrało mu zupełnie zdolność wyrażania uczuć w szlachetnych tonach.
— Allah hu! on zaprawdę nie krzyczy! — zawołał Baszybożuk.
Odszedłem i ułożyłem się na spoczynek. Na dole długo jeszcze stali pielgrzymi i czekali, czy cud udał się rzeczywiście.
Wczesnym rankiem obudziło mnie rojne życie, płynące we wsi. Przybywali znowu pielgrzymi, którzy częścią zostawali w Baadri, częścią zaś udawali się po krótkim postoju w dalszą drogę do Szejk Adi. Pierwszym, który przyszedł do mnie, by szejk Mohammed Emin.
— Czy spojrzałeś przed dom? — zapytał.
— Nie.
— Spójrz nadół!
Wyszedłem na dach i spojrzałem. Setki ludzi obstąpiły osła i przypatrywały mu się z podziwem. Jeden opowiadał drugiemu o tem, co się stało, a gdy mię tu na górze ujrzano, odstąpili wszyscy z respektem od domu. To nie było w moim zamiarze. Poszedłem za wesołym konceptem, nie chciałem jednak bynajmniej utwierdzać tych ludzi w zabobonie.
Nadszedł także szejk Ali. Witając mnie uśmiechał się.
— Emirze, mamy ci do zawdzięczenia spokojną noc. Jesteś wielkim czarodziejem. Czy osioł znów zacznie wrzeszczeć, gdy kamień usuną?
— Tak jest. Zwierzę boi się w nocy i dodaje sobie własnym głosem odwagi.
— Czy pójdziecie na śniadanie?
Zeszliśmy do kobiecego mieszkania. Tam zastałem już Halefa z synem Seleka, który był moim tłumaczem kurdyjskim, i Ifrę z miną niezwykle stroskaną. Żona Beja wyszła naprzeciw mnie z przyjaznem obliczem i podała mi rękę.
— Sabahl’ ker — dzień dobry — powitałem ją.