Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy widzieliście utatuowanie moich ludzi?
— Tak, panie.
— Poznaliście więc ich szczep?
— Tak. To są Haddedihnowie, panie.
— Gdzie są wasi wojownicy?
— Ty wiesz to zapewne, panie.
— Tak, wiem to i powiem wam: Wszyscy są uwięzieni przez Haddedihnów i ani jeden nie umknie.
— Allah kehrim!
— Tak, niech się Allah zlituje nad nimi i nad wami!
— On kłamie! — szepnął jeden z nich, któremu wiek nie złamał jeszcze odwagi.
Odwróciłem się:
— Mówisz, że kłamię? Włos twój jest siwy, a twój grzbiet chyli się pod ciężarem lat; dlatego wybaczam ci twe słowa. Dlaczego sądzisz, że kłamię?
— Jakżeż mogą Haddedihnowie uwięzić całe trzy szczepy?
— Uwierzyłbyś, gdybyś wiedział, że nie byli sami. Byli połączeni z Abu Mohammedami i Alabeidami. Wiedzieli o wszystkiem, a wówczas, gdy wasi wojownicy mnie uwięzili, wracałem od Abu Mohammedów, do których się udałem, aby umówić się z nimi co do wojny. Przyjęliśmy waszych ludzi w Wadi Deradż i żaden nie zdołał uciec. Posłuchajcie, jaki wydam rozkaz!
Podszedłem ku wejściu do namiotu, w którym znajdowaliśmy się, i skinąłem na Halefa.
— Wróć i przyprowadź uwięzionych Abu Hammedów.
Przestrach ogarnął teraz wszystkich naprawdę, a starzec rzekł:
— Czy to możliwie, panie?
— Powiedziałem prawdę. Wszyscy wojownicy waszego szczepu są w naszych rękach. Albo będą zabici, albo zapłacicie za nich żądany okup.
— Czy szeik Cedar ben Huli jest również w niewoli?
— Tak jest.
— Powinieneś był z nim rozmówić się co do okupu!
— Uczyniłem to.
— Cóż on powiedział?
— Chce go zapłacić i dał mi czterdziestu z waszych ludzi, którzy wnet przyjdą, aby go zabrać.