Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Następnego przedpołudnia wyruszyliśmy: ja z Halefem i jednym Abu Hammedem, który służył za przewodnika, przodem, a tamci za nami. Sir Dawid Lindsay stanowił tylną straż. Przewinąwszy się między górami Kanuca i Hamrin, ujrzeliśmy rychło na lewym brzegu Tell Hamlia, mały sztuczny pagórek. Na prawym brzegu wznosił się Kalaat el Dżebber, „zamek tyranów“, ruina, która składa się z kilku okrągłych zapadłych wież, połączonych wałami. Potem przybyliśmy do Tell Dahab, małego pagórka, znajdującego się na lewym brzegu rzeki, a przy Brey el Bad, dość stromej skale, zatrzymaliśmy się, aby zjeść obiad. Wieczorem dojechaliśmy do El Fattha, gdzie rzeka pasem pięćdziesiąt łokci szerokim przeciska się przez góry Hamrin, a po przebyciu i tego wąwozu, rozłożyliśmy się na noc obozem. Abu Hammedzi nie byli uzbrojeni, mimo to podzieliłem Haddedihnów na dwie części, z których każda musiała naprzemian czuwać, aby nikt z jeńców nie uciekł. Gdyby się choćby jednemu z nich ucieczka udała, to byłby on szczepowi zdradził nasze przybycie, co miałoby ten skutek, iż ukrytoby przed nami najlepsze zwierzęta.
O świcie ruszyliśmy w dalszą drogę. Rzeka była szeroka i tworzyła liczne wyspy. Na lewym brzegu ciągnęły się szeregiem niskie wzgórza, po prawej zaś stronie rzeki leżała przed nami otwarta płaszczyzna i tu podobno był obóz Abu Hammedów.
— Czy macie jedno pastwisko, czy kilka? — zapytałem przewodnika.
— Tylko jedno.
Poznałem po nim, że kłamał.
— Kłamiesz!
— Nie kłamię, emirze!
— No, dobrze, chcę ci wierzyć; ale skoro spostrzegę, że mnie łudzisz, to palnę ci kulą w łeb!
— Nie uczynisz tego!
— Uczynię to!
— Nie uczynisz tego, bo oświadczam ci, że mamy może dwa pastwiska.
— Może?
— Albo na pewno; a więc dwa.
— Albo trzy!