Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wermyn — — zastanowił się, bo nie nasuwał mu się odpowiedni wyraz turecki, a po arabsku widocznie nie umiał. Wycedził tedy poprostu: Wermyn roastbeef!
Kawehdżi nie zrozumiał go.
— Roastbeef! — powtórzył, wykonywując ustami i wszystkiemi dziesięcioma palcami ruch jak przy jedzeniu.
— Kebab! — powiedziałem gospodarzowi, który w tej chwili znikł za drzwiami, aby przygotować żądaną potrawę.
Teraz zwrócił Anglik swą uwagę także na mnie.
— Arab? — zapytał.
— No.
— Turek?
— No.
Anglik podniósł swe wąskie brwi i spojrzał na mnie badawczo.
— Englishman?
— Nie. Jestem Saksończyk.
— Co on tu robić?
— Kawę pić!
— Very well! Czem on być?
— Jestem writer[1].
— Ah! Co on chcieć tu w Maskat?
— Zwiedzić.
— A potem co?
— Nie wiem jeszcze.
— Pieniądze mieć?
— Tak.
— Jak on nazywać się?

Wymieniłem swoje nazwisko. Usta jego rozwarły się tak szeroko, że wargi utworzyły równoległobok naokoło długich, mocnych zębów; brwi podniosły się jeszcze wyżej niż przedtem, a nos zdawał się końcem swym węszyć i zgadywać, jakie słowa wyjdą wnet ze znajdującej się pod nim jamy. Potem sięgnął do kieszeni surduta, wyjął notesik, przejrzał kilka stronic, wreszcie z wielkim rozmachem zdjął kapelusz i ukłonił mi się nisko.

  1. Pisarz, literat.