Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bardzo… Czyż nie jest napisane, że Allah wyjął Adamowi żebro i stworzył z niego Ewę?… Pod żebrem jest serce, a tak sercem mąż będzie zawsze złączony z żoną…
— Ale co szejk na to powie?
— Otóż to właśnie mię niepokoi, zihdi.
— Innych trosk nie masz?
— Nie.
— A ja? Cóż ja na to powiem?
— Ty? O, ty mi dasz pozwolenie, albowiem nie opuszczę cię, jak długo zechcesz mnie mieć przy sobie.
— Ale żona twoja nie mogłaby podróżować z nami; pomyśl o tem!
— Ona zostanie przy swym szczepie, dopóki nie wrócę!
— Halefie, tak wielkiego poświęcenia nie wymagam od ciebie. Jeśli się naprawdę tak czule kochacie, to powinieneś wszystko zrobić, aby ją zatrzymać przy sobie. Może szejk da się ubłagać i zostawi ci ją.
— Zihdi, nie oddam jej, choćbym miał z nią uciec. Ona wie, że jestem hadżi Halef Omar ben hadżi Abul Abbas ibn hadżi Dawud al Gossarah i pójdzie za mną choćby na koniec świata.
Na tem dumnem jego zapewnieniu skończyła się nasza rozmowa. Tymczasem utworzono koło, w którego środek wniesiono Abu-Zeifa. Wezwano mnie, bym wziął udział w sądzie; usiadłem więc obok szejka.
— Effendi — odezwał się szejk — twierdzisz, jak słyszałem, że masz pewne prawa do tego człowieka; muszę więc wierzyć, że to prawda. Czy odstąpisz nam go, czy też wspólnie głosować będziesz w jego sprawie.
— Będę z wami głosował, ja i Halef, gdyż i on chce się zemścić na Abu-Zeifie.
— Zdejmcie więzy z więźnia!
Rozwiązano mu więzy, ale on leżał bez ruchu, jakgdyby już nie żył.
— Abu-Zeifie, podnieś się przed tymi mężami i przemów co na swoją obronę!
Abu-Zeif nie podniósł nawet powieki.
— Widzicie zatem, mężowie, że ten człowiek stracił mowę; na cóż mamy z nim mówić? Tak on, jak i my wiemy, jakie zbrodnie ciężą na nim. Cóżby tu pomogły