Po pięciu minutach jazdy stanęliśmy przed domem, który wbrew zwyczajowi orjentalnemu miał cztery wielkie zakratowane okna ku ulicy.
— Oto tu!
— Do kogo należy ten dom?
— Właścicielem jego jest dżewahirdzi[1] Tamaru. On mi kazał sprowadzać tu podróżnych.
— Czy zastanę go w domu?
— Tak
— Możesz więc wrócić. Masz tu jeszcze bakszysz.
Przewodnik podziękował mi serdecznie, siadł na jednym ze swych osłów i odjechał. Wszedłem z Halefem do domu;jakiś murzyn zaprowadził nas do ogrodu, gdzie pan jego odpoczywał. Przedstawiłem mu moje życzenie, więc natychmiast zaprosił mnie do domu i pokazał mi kilka pokoi. Nająłem dwa pokoje na jeden tydzień i zapłaciłem dwa talarisy; była to, jak na tamtej stosunki, wcale hojna zapłata. Dzięki temu byłem uwolniony od nużących, nieprzyjemnych pytań. Podałem tylko swoje nazwisko, które mi swego czasu Halef nadał. Po południu wyszedłem do miasta.
Dżidda jest pięknem miastem i zdaje mi się, ze słusznie nazwano ją Dżiddą, czyli „bogatą“. Z trzech stron otacza ją wysoki mur zaopatrzony w wieże a wzdłuż murów ciągną się głębokie rowy. Od strony morza wznosi się fort obronny. Miasto ma trzy bramy. Bab el Medina, Bab el Yemen i Bab el Mekka, która jest najpiękniejszą. Bramę tę zdobią dwie wieże. Dzidda dzieli się na dwie połowy: nysf syryjską i nysf yemeńską; ulice jej są dość szerokie i nie bardzo brudne, place obszerne i nie szpetne. W wielu domach okna wychodzą ku ulicy, co jest w tych okolicach rzeczą niezwykłą. Domy są przeważnie kilkupiętrowe, dobrze zbudowane, zdobne w piękne drzwi i balkony. Bazar ciągnie się wpoprzek miasta, równolegle do morza, a roi się w nim od Arabów i Beduinów, fellatahów, handlarzy z Basry, Bagdadu, Maskatu i Makalli, od Egipcjan, Nubijczyków, Abisyńczyków, Turków Syryjczyków, Greków, Tunezyjczyków, Trypolitan, Żydow, Indów i Malajczyków: wszyscy zaś noszą swój strój narodowy.
- ↑ Jubiler.