Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dolinie Hiroth, w kierunku Baal Cephon“, aby spojrzeć na lśniące fale Czerwonego morza. Doznałem uczucia, podobnego do owej trwogi, która na widok jego ogarnęła ongiś serca Izraelitów. Nie przestrach przed morskim odmętem, ale święty, nabożny lęk mnie przejął do głębi duszy, gdy stanąłem na ziemi, o której pismo święte głosi, iż na niej spoczywała noga Wiekuistego i władło ramię Jego. Zdawało mi się, że słyszę głos, co zawołał ongiś do syna Amrama i Jochebeth: „Mojżeszu, Mojżeszu, nie zbliżaj się, ale zdejm obuwie twe, bo miejsce, na którem stoisz, święte jest!“
Za mną był kraj Ozyrysa i Izydy, kraj piramid i sfinksów, kraj, w którym naród wybrany dźwigał brzemię niewoli i ze skał Mokattamu zbudował te cudotwory sztuki budowniczej, które dziś jeszcze wywołują podziw podróżnych.
W sitowiu tej sędziwej rzeki królewna egipska znalazła dziecię, które powołane było do tego, aby wyzwolić naród z niewoli i dać mu dziesięć przykazań, które po tysiącach lat stanowią podstawę wszelkiego prawa i przepisów.
U stóp moich iskrzyły się w słońcu fale zatoki Arabskiej. Na głos Jehowy Sabaoth, rozstąpiły się ongiś te fale i utworzyły dwa mury, między któremi naród ciemiężony znalazł drogę do wolności, a narodowi ciemiężców i prześladowców zgotowały grób i zagładę. W tych samych falach o mało co nie zginął „sułtan Kebihru“, Napoleon Bonaparte.
Naprzeciw Birket Faraun, jeziora Faraona — jak nazywają je Arabowie — wznoszą się skały Synaju, najsławniejszej góry na ziemi, ogromne, niespożyte, jak słowa, co ozwały się wśród grzmotów i błyskawic: „Jam jest Pan, Bóg twój, nie będziesz miał cudzych Bogów przede mną!“
Nietylko ta miejscowość, ale i jej dzieje przypominały mi dawne miłe wrażenia. Ileż to razy w dzieciństwie, siedząc na kolanach babki, słuchałem z zapartym oddechem jej opowiadań o stworzeniu świata, o grzechu pierworodnym, o bratobójstwie, o potopie, o Sodomie i Gomorze i nadaniu praw na górze Synaj — — — potem babka składała mi rączki i uczyła mnie dziesięciu przykazań. Śmiertelna powłoka ukochanej, nabożnej