czyło, gdy uderzyłem się ręką o nową przeszkodę. Uczułem, że to blacha, jak rzeszoto gęsto podżiurawiona, a przybita szczelnie do ścian kanału. Blacha ta służyła zapewne do oczyszczania wody z mułu.
Teraz ogarnęła mnie naprawdę trwoga. Nie mogłem się wrócić, bo nie miałem już tyle tchu w sobie, aby dotrzeć napowrót do miejsca, gdzie mógłbym głowę wychylić z wody i zaczerpnąć powietrza; blacha zaś była bardzo mocno przytwierdzona. Teraz miałem naturalnie tylko dwie alternatywy: albo marnie zginąć na miejscu, albo przerwać blachę. Nie miałem ani sekundy do stracenia.
Zacząłem całym ciężarem swego ciała przeć w blachę — ale bez skutku. Cisnęła mi się przytem do głowy myśl, że gdybym się nawet przedostał, to nie minęłaby mnie śmierć, gdyby basenu nie było zaraz za blachą.
Powietrza i sił miałem jeszcze tylko na sekundę. Miałem uczucie, że jakaś straszna, nieokreślona siła rozbije mi płuca i rozszarpie ciało na kawałki. Zdobywam się a ostatni wysiłek. Boże, dopomóż!… Czuję już mroźny powiew śmierci. Serce się kurczy, puls przestaje bić, tracę przytomność; dusza broni się wszelkiemi siłami przed okropnością. Kurczowy, przedśmiertelny wysiłek wytęża żyły i muskuły; słyszę trzask i szum; walka ze śmiercią dokonała tego, czego nie mogło dokonać życie — o dziwo — blacha cofa się, odrywa od ścian, ja wypływam w górę i widzę, że jestem w basenie. Odetchnąłem długo i głęboko, zaczerpnąłem życia, ale w jednej chwili zanurzyłem się napowrót, bo spostrzegłem się, iż ktośby mógł zauważyć głowę unoszącą się w samym środku nad małą powierzchnią wody. Dopłynąłem ostrożnie do brzegu; ukrywszy się za ocembrowaniem, wynurzyłem głowę i rozejrzałem się wkoło.
Księżyc nie świecił, ale gwiazdy zlewały dość światła na ziemię, by móc rozpoznać wszystkie bliższe i dalsze przedmioty w podwórzu. Wydobyłem się z basenu i chciałem chyłkiem podejść do muru, gdy usłyszałem lekki trzask. Spojrzałem wgórę ku zakratowanym oknom haremu. Nade mną, po prawej stronie znajdowały się kraty, z których wyciągnąłem był zasuwkę, a na lewo widać było szparę w okratowaniu tego właśnie pokoju, do którego Abrahim bronił mi przystępu. Była to w każdym razie sypialnia Senicy. Czyżby mnie ocze-
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/113
Wygląd
Ta strona została skorygowana.