Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   371   —

dół nie zejdą. Mogłaby tylko woda przedostać się do nas przez powałę. Ale i w takim razie nie byłoby niebezpieczeństwa.
Miał słuszność, a ponieważ załugiwał w całej pełni na nasze zaufanie, przeto położyliśmy się na spoczynek.


ROZDZIAŁ VII.
W powodzi.

Mimo znużenia i potrzeby spoczynku nie mogłem zasnąć. Słyszałem, jak hadżi od czasu do czasu półgłosem chichotał, ciesząc się z tego, że mu się udał figiel. To powodzenie pozbawiło go zwykłego spokoju. Monotonny, nieustanny, szmer deszczu również długo spędzał sen od moich powiek, aż wreszcie uśpił mnie. Wkrótce zbudził mnie głośny stuk. Pukano do drzwi w ten sam sposób, jak poleciłem Janikowi. Podniosłem się, przypuszczając, że to Anka, która miała nam pewnie coś oznajmić.
Janik otworzył i mój domysł się sprawdził. Weszła dziewczyna, a w tej chwili zbudzili się także Osko, Omar i Halef.
— Przebacz, że wam przeszkadzam, effendim — rzekła nasza dzielna sojuszniczka. — Przynoszę wam wiadomość. Janik opowiedział mi o waszym zamiarze: chcieliście tych ludzi tam na górze wsadzić do wody. Czy wam się to udało?
— Tak i oni są jeszcze na górze.
— A ja myślę, że ich już niema.
— Ach! W jaki sposób zdołali zejść?
— Tego nie wiem, ale nie bez powodu przypuszczam, że znajdują się teraz w zamku.
— To byłaby zaiste niespodzianka.
— Janik nakazał mi uważać. Habulam posłał mnie wcześnie na spoczynek, ja jednak spać nie poszłam i wyglądałam przez okno. Zobaczyłam pana, skradają-