Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   332   —

cierpliwość. Ukraść tych pieniędzy nie mogę, a Habulam płaci skąpo.
— A coby było, gdybym ci tych dwieście darował?
— Panie, żartujesz!
— Nie żartowałbym z tak dzielnego chłopca. Dam ci tę kwotę, a potem możesz Ance w oszczędzaniu dopomóc. Chodź i weź!
Było to ledwie pięćdziesiąt koron. Dałem mu je z przyjemnością, bo był wart tego, a pieniądze nie były moje. Radość opanowała go ogromna; nie umiał sobie wytłumaczyć, jak mógł obcy bez żadnego powodu obdarować go tak sowicie. Właściwej przyczyny nie powiedziałem mu oczywiście. Cel osiągnąłem, gdyż byłem pewien, że Janik stanowczo stanie po naszej stronie.
Podał każdemu z nas rękę i zapewnił, że uczyni wszystko, aby zdobyć nasze zadowolenie.
Zacząłem go ostrożnie wypytywać o pana, a wynik śledztwa był następujący:
Habulam był bratem Manacha el Barsza, poborcy podatkowego, zbiegłego z Uskub z powodu sprzeniewierzeń. Dlatego wydała mi się twarz Habulama tak znaną. Był podobny do brata. Manach często zajeżdżał do Habulama, a ponieważ jako zbieg tu przynajmniej bał się pokazywać, ukrywał się w stodole, w pobliżu naszej wieży. Kryjówka miała być wprawdzie tajemnicą wobec służby, ale wynaleziono ją dawno. Oczywiście o tem milczano. Janikowi także polecono nie oddalać się od nas, ile możności, i donosić panu o wszystkiem, co będziemy mówili.
— To powiedz mu — rzekłem — że nie zrozumiałeś nas, bo rozmawialiśmy w obcym języku, którego ty nie znasz.
— To będzie najlepsze; ale teraz muszę odejść, bo jedzenie już będzie gotowe.
Wychodząc, musiał Janik drzwi za sobą zostawić otwarte, iżbym się mógł podejrzanej szopie przypatrzyć. Była dość obszerna, a naprzeciwko nas zauważyłem na dole miejsce, odbijające od reszty otoczenia. To było wej-