Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   3   —

obowiązku, został napadnięty przez nas w morderczy sposób. Tylko dzięki nieustraszoności i dzielnej obronie udało mu się ocalić życie. Tak zeznał.
Gdy skończył, spytał go kodża:
— A który to z nich bił ciebie?
— Ten — odrzekł, wskazując na Halefa.
— Znamy więc jego i zbrodniczy czyn jego i przystępujemy do narady.
Zaczął szeptać ze swymi ławnikami i oświadczył po chwili głosem donośnym.
— Kaza postanowiła, że przestępca dostanie na każdą podeszwę po czterdzieści uderzeń, a następnie pójdzie do więzienia na pełnych siedm tygodni. Ogłaszamy wyrok w imieniu padyszacha. Niech mu Allah błogosławi!
Ręka Halefa sięgnęła ku rękojeści harapa. Ja z trudem powstrzymywałem się od śmiechu.
— A teraz druga zbrodnia — oznajmił urzędnik. — Mawunadżi wystąp i opowiadaj!
Przewoźnik posłuchał wezwania. Bał się zaiste więcej odemnie. Zanim jednak zdołał rozpocząć swe sprawozdanie, zwróciłem się z wielce uprzejmem pytaniem do kodży baszy:
— Czy byłbyś łaskaw się podnieść? Wstał, nic nie przeczuwając, ze stołka. Odsunąłem go na bok i usiadłem.
— Dziękuję ci! — rzekłem. — Człowiekowi niżej położonemu przystoi okazać cześć wobec dostojnego. Postąpiłeś całkiem słusznie.
Szkoda niepowetowana, że niepodobna opisać jego wyrazu twarzy w owej chwili. Głowa zaczęła się chwiać niebezpiecznie. Chciał przemówić, ale nie mógł z przerażenia głosu wydobyć z siebie. Dlatego, aby przynajmniej zapomocą ruchów wyrazić oburzenie, wyciągnął w górę wychudłe ramiona i załamał je nad chwiejącą się głową.
Nikt nie odezwał się ani słowem, nie ruszył się żaden z kawasów. Czekano na wybuch gniewu pana i władcy.