Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co sądzisz o Kurdach z Berwari? — zapytał mię bej.
Pytanie to miało być tylko wstępem bez żadnych myśli i zamiarów ubocznych.
— Jeżeli wszyscy tacy, jak ty, w takim razie będę mógł o nich tylko dobre rzeczy opowiadać.
— Wiem, co chcesz powiedzieć. Doznałeś od nich dotąd tylko przykrości.
— O nie! W Dohubie i jego obudwu krewnych znalazłem przecież przyjaciół.
— Zasłużyłeś sobie sowicie na ich i moją przyjaźń, my zaś odpłaciliśmy ci niewdzięcznością. Czy chcesz mi przebaczyć? Nie wiedziałem, że to ty jesteś.
— I ty mi przebacz! Jeden z twoich ludzi życie utracił, ale to nie nasza wina.
— Opowiedz mi, jak to się stało?
Zdałem mu sprawę obszernie i spytałem, czy jest w tem dostateczny powód do krwawej zemsty.
— Wedle zwyczajów tego kraju musi on pomścić śmierć ojca, jeżeli nie chce ściągnąć na siebie pogardy wszystkich.
— Nie uda mu się to łatwo!
— Dopóki znajdujesz się w moim kraju jako mój gość, jesteś zupełnie bezpieczny. Potem jednak pójdzie on za tobą krok w krok, choćby na koniec świata.
— Ja się go nie boję!
— Możesz być dość silnym, by go zwyciężyć w otwartej walce, ale wówczas powstaliby nowi mściciele. A czyż możesz się ustrzec przed kulą wystrzeloną z ukrycia? Nie chcesz zapłacić ceny?
— Nie! — odrzekłem z naciskiem.
— Allah dał ci wiele odwagi, że lekceważysz mściciela. Postaram się, żeby ta odwaga nie zawiodła cię do zguby. Byłeś w Spandareh u ojca mojej żony?
— Byłem jego gościem i zostałem jego przyjacielem.
— Wiem o tem. Gdybyś nie był jego przyjacielem, nie powierzyłby ci podarku dla nas. Allah sobie upodobał w tobie i każe ci wszędzie znajdować przyjaciół.
— Allah daje dobre i złe; raduje swoich i zasmuca ich czasem. Znalazłem w Amadijah także nieprzyjaciół.
— Kto był twoim nieprzyjacielem? Czy mutesselim?

39