Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się zdarzyć tylko w dzikiej krainie Kurdów! Posłuchałem wezwania i mówiłem dalej:
— Melek z Lican żąda krwi beja.
— Czemu? — pytano dokoła.
— Ponieważ z winy Kurdów padło tylu Chaldanich.
To twierdzenie wywołało wśród słuchaczy wielkie poruszenie. Pozwoliłem im na to czas jakiś, poczem poprosiłem, by mnie wysłuchali spokojnie.
— Jestem posłem beja, ale zarazem wysłannikiem meleka; miłuję beja, lecz melek także prosił mię o przyjaźń. Czy wolno mi któregoś z nich oszukać?
— Nie — odrzekł starzec.
— Słusznie powiedziałeś! Jestem obcym w tym kraju, nie ciąży na mnie obowiązek zemsty ani nad wami ani nad Nestorahami i dlatego muszę postąpić wedle słów proroka: „Słowo twoje będzie ochroną przyjaciela twego!“ Przemówię do was tak, jak gdyby bej i melek stali tutaj przed wami i z wami mówili. Allah oświeci serca wasze, aby żadna myśl niesprawiedliwa duszy waszej nie zaćmiła.
Tu znów stary głos zabrał:
— Mów śmiało, panie; mów także za meleka, gdyż i on ciebie wysłał. Powiesz tylko prawdę, a my ufamy, że nas nie obrazisz, ani nie rozgniewasz.
— A zatem słuchajcie, bracia moi! Niewiele jeszcze lat temu rozbrzmiewał wielki krzyk na górach, a przejmujący jęk na dolinach. Ludzie płakali po pagórkach, a ich dzieci zawodziły po nizinach. Miecz szalał jak w pierwszej godzinie sądu ostatecznego, a nóż siał zniszczenie w ręku śmierci, która się objawiała w tysiącznych rodzajach. Powiedzcie mi, kto dzierżył ten miecz i nóż?
— My! — zabrzmiało triumfalnie dokoła.
— A kto byli owi, co ginęli?
Tym razem wyprzedził wszystkich dowódca:
— Nazarahowie, których oby Bóg wygubił!
— Co oni wam wyrządzili złego?

— Nam? — spytał zdziwiony. — Czyż nie są giaurami? Czyż nie wierzą w trzech Bogów? Czy nie oddają ludziom czci boskiej? Czy ulemowie[1] nie głoszą przeciw nim wiecznego zniszczenia?

  1. Kapłan mahometański.
122