Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ce pękłoby w tobie. Czy widzisz most, po którym przeszedłeś Berdicabi[1]? Przez ten most wleczono nasze dziewice, by je zawieźć do Tkhomy i Bazu, one jednak skoczyły do wody; wolały umrzeć i nie pozostała ani jedna przy życiu. Czy widzisz tam na prawo górę z murem skalistym? Tam schronili się ludzie z Lican; czuli się tam bezpiecznie, bo nie można ich było zaatakować od dołu. Ale mieli z sobą niewiele jadła i wody. Aby z głodu nie zginąć, musieli poddać się Beder-Chan-Bejowi. Przyrzekł im pod swą najświętszą przysięgą wolność i życie; mieli tylko wydać broń. Gdy się to stało, złamał przysięgę i kazał wymordować ich szablą i nożem. A kiedy Kurdów ręce bolały już od tej krwawej roboty, ułatwili ją sobie, strącając chrześcijan ze ściany skalnej na dziewięćset stóp: starców, mężczyzn, kobiety i dzieci. Z tysiąca przeszło ludzi uszedł tylko jeden, by opowiedzieć, co się tam stało na górze. Czy mam dalej opowiadać ci, chodih?
— Wstrzymaj się! — odparłem, wzdrygając się.
— A teraz siedzi syn jednego z tych potworów tu oto w domu meleka z Lican. Czy sądzisz, że uzyska łaskę?
Co się musiało dziać we wnętrzu beja z Gumri! Nie drgnął nawet powieką, bo był za dumny na to, aby się bronić, ja zaś odpowiedziałem:
— Uzyska ją!
— Wierzysz w to istotnie?
— Tak. On nie ponosi winy za to, co inni zrobili. Melek przyrzekł mu gościnę, a ja sam wówczas dopiero opuszczę Lican, gdy i bej z Gumri znajdować się będzie bezpiecznie u mego boku.
Staruszka spuściła w zadumie osiwiałą głowę, a następnie spytała:
— Więc jest twoim przyjacielem?
— Tak. Jam gościem jego.
— Panie, to niedobrze!
— Czemu? Czy sądzisz, że melek słowo swoje złamie?

— Nie łamie go nigdy — odrzekła z dumą. — Ale bej zostanie tu w niewoli na całe życie, a ponieważ ty nie chcesz go opuścić, więc nie ujrzysz już nigdy twojej ojczyzny.

  1. Górny Cab.
103