Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

od was środki. Znamy wiele rodzajów pism tajnych, bardzo trudnych do odczytania, wasze zaś są tak łatwe, że nie potrzeba na to wielkiej roztropności, aby je uczynić widzialnemi. Zgadnij, czem pisano te słowa.
— Powiedz mi to!
— Moczem.
— Nie może być! — Jeżeli napiszesz coś moczem zwierzęcia lub człowieka, to pismo zniknie, gdy wyschnie; jeżeli zaś potem potrzymasz papier nad ogniem, poczernieje i możesz je przeczytać.
— Jak brzmią te słowa?
— Przybywam pojutrze, aby zwyciężyć.
— Czy rzeczywiście? Nie mylisz się?
— Tu stoi dokładnie.
— A więc dobrze, daj mi ten list!
Przeszedł kilkakroć tam i napowrót w wielkiem rozdrażnieniu i stanął przedemną.
— Czy to zdrada, emirze, czy nie?
— To podstępna złość.
— Czy mam zniszczyć tego mutessaryfa? To w mojej mocy.
— Będziesz miał potem do czynienia z padyszachem.
— Effendi, Rosjanie mają przysłowie: „Niebo wysoko, a car daleko“. Tak też i z padyszachem. Zwyciężę.
— Ale przelejesz dużo krwi. Czyż nie powiedziałeś mi niedawno, że miłujesz pokój?
— Miłuję, lecz niech i mnie w nim zostawią. Ci Turcy przyszli nam zrabować wolność, mienie i życie. Teraz knują nową zdradę. Mam się nie bronić?
— Broń się, ale nie szablą!
— A czemże innem?
— Tym listem. Wystąp z nim przed mutessaryfa, a będzie zwyciężony i pobity.
— Zrobi na mnie zasadzkę i weźmie mnie do niewoli, jeżeli jutro pojawię się w Dżerraijah.
— A któż ci broni zrobić mu to samo? Ty go masz pewniej, niż on ciebie, gdyż nie wie o tem, że znasz jego zamiary.
Przez długą chwilę patrzył Ali Bej w zamyśleniu przed siebie; potem rzekł:

67