Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oj joj! Zaledwie połowa strzelb miała odwagę wydać z siebie głos jakiś. Aga przewracał oczyma, a ci, którzy nosili te pomylone instrumenty, przewracali także oczyma i obrabiali zamki swoich przodówek. Byliśmy też już za rogiem najbliższym, kiedy kilka klapnięć dało nam znać, że znowu jakiś korek wyskoczył z lufy.
Przybywszy do domu, zastaliśmy Kurda w moim pokoju, siedzącego na moim dywanie i palącego z mojej fajki. Ucieszyłem się tem, jako dowodem, że mamy te same wyobrażenia o gościnności.
— Keir ati, hemszer — miło mi powitać cię, przyjacielu — rzekłem.
— Co, ty mówisz po kurdyjsku? — zapytał uradowany.
— Niewiele, ale spróbujmy!
Kazałem Halefowi wydostać gdzieś od jakiegoś restauratora coś do jedzenia dla mnie i dla mego gościa i mogłem się oddać w całości posłańcowi beja z Gumri. Zapaliłem także fajkę i usiadłem obok niego.
— Kazałem ci dłużej czekać na siebie, niż chciałem — zacząłem. — Musiałem jeść u mutesselima.
— Panie, czekałem chętnie. Piękna dziewica, twa gospodyni, musiała mi podać twoją fajkę, poczem nałożyłem ją twoim tytoniem. Widziałem twoje oblicze i wiedziałem, że nie będziesz gniewać się za to.
— Jesteś wojownikiem beja z Gumri; co moje, to twoje. Muszę ci też podziękować za przyjemność, jaką sprawiłeś mi u komendanta.
— Co takiego?
— Jesteś młodzieńcem, lecz postąpiłeś, jak mąż, dając mu twoją odpowiedź.
Uśmiechnął się i rzekł:
— Mówiłbym z nim inaczej, gdybym sam był u niego.
— Ostrzej?
— Nie, lecz łagodniej. Ponieważ zaś był przy tem świadek, musiałem stać na straży czci tego, który mnie posłał.
— Cel osiągnąłeś. Mutesselim życzy sobie, ażebys wrócił i spełnił swoje poselstwo.
— Nie zrobię mu tej przyjemności.
— A mnie także nie?
Spojrzał na mnie.

138