Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakaż to myśl.
— Miałem cię za przywódcę przemytników.
— Ach! Doprawdy?
— Tak. Myślałem, że jedynie to, żeśmy cię zaskoczyli i ujęli, przeszkodziło ci uciec z nimi.
— Mam nadzieję, że jesteś teraz innego zdania?
— Zupełnie innego. Ale ja nie należę do psów celnych, których szczuje się na przemytników, i nie byłbym ci zrobił nic złego, gdybyś do nich naprawdę należał. To chciałem ci powiedzieć, abyś się przekonał, że jestem tylko żołnierzem i niczem więcej.
Zrozumiałem go lepiej, niż przypuszczał. Ciągle jeszcze nie miał pewności, że przemytnicy mnie nic nie obchodzą i, gdybym na tem nawet został przyłapany, stary oficer byłby za dobrą łapówkę chętnie przemilczał o tem w Hilleh. To był ukryty sens jego słow, na którym, szczęśliwie, nie potrzebowałem się zastanawiać. Jego zeznanie co do mnie w mehkeme było dla mnie pewne

50