Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/513

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale o tem później się dowiesz, a teraz odpowiedz mi na jedno pytanie! Czy wrócisz do patrika, czy też zostaniesz już u nas?
Skrzyżował ręce na potężnych piersiach i stanął wyprostowany przed synem, który zdziwił się wprawdzie, że zamiast pozdrowienia usłyszał teraz to pytanie, lecz odparł natychmiast spokojnie:
— Ojcze, chętnie wróciłbym do was na zawsze, ale teraz jest to prawie niemożebne.
— Nie? A to czemu?
— Bo wy macie przyjść do nas.
— My?... Może do patrika?
— Tak. On przysłał mnie po was. Jesteście ubodzy i żyjecie nędznie w tych lasach. Pragnąłem zawsze zająć się wami i teraz mogę urzeczywistnić ten zamiar.
Patrik zrobił mnie na razie swoim katibem[1], mam więc duże, piękne mieszkanie i wszystko, czego dla nas potrzeba. Później będzie nam jeszcze lepiej.
— Jeszcze lepiej? — spytał olbrzym szyderczo. — O ile?
— Ponieważ potem nie będę już katibem, lecz ka.... kassisem.
Nie wymówił tego słowa odrazu, ponieważ kassis znaczy: kapłan.
— Kassisem! — wrzasnął ojciec. — Chcesz zostać chrześcijańskim kapłanem! Masz być przewódcą tych psów niewiernych! Chcesz się wyrzec islamu?
— Ojcze, nie gniewaj się na mnie i przebacz mi! Nie mogłem inaczej postąpić. Ja już wyrzekłem się islamu. Otrzymałem il kurban il mukad’ das er ritas[2].
— A więc... zostałeś... rzeczywiście zostałeś już... przeklętym giaurem? — wybuchnął stary, mówiąc tylko urywanemi słowami wskutek złości, która go ogarnęła.

— Musiałem, ojcze, musiałem! Stałem między Mahometem a Izą Ben Marryah i zmagałem się z obydwoma po całych dniach i nocach. Mahomet mnie

  1. Pisarzem.
  2. Święty sakrament chrztu