— Szefako, ja przeczytam ten talizman, bo pisany jest w moim języku. Ale tego się nie mówi, lecz śpiewa. Czy mam ci to zaśpiewać?
— O, gdybyś chciał to uczynić, effendi!
— Posłuchaj!
Odśpiewałem jej wszystkie wiersze piosenki. Jeszcze nigdy przedtem nie śpiewałem tak chętnie i z takiem przejęciem jak teraz w jilaku Szeri Szira. Kiedy skończyłem, był cały drugi przedział i plac przed domem pełen ludzi. Nikt nie odezwał się ani słowem. Potęga pieśni zawładnęła surowemi duszami kurdyjskiemi, chociaż nikt nie rozumiał treści pieśni.
— Szefako — zapytałem — czy mam ci opowiedzieć o kraju i narodzie twojego ojca? Czy mam ci zaśpiewać inne jakie pieśni, które on śpiewał i grał na kamanczy?
Błękitne jej oczy zajaśniały radosnem spojrzeniem.
— Proszę cię o to, effendi, a ja dopóki życia mego stanie, będę się modliła za tobą do Allaha i proroka!
— Tak, zrób to, chodieh! — prosił także Hamza Mertal, mąż pięknej wnuczki dalekiego kraju. — Wyjaśnij nam słowa tego talizmanu i bądź naszym gościem, gościem całego szczepu, dopóki ci się spodoba! Ta para kochała się wzajemnie. Któżby zresztą nie kochał Szefaki, Jutrzenki. Stary „bohater lew“ powstał także i ujął mnie za rękę.
— Panie, żona mojego syna nazywa cię effendim. Tak, ty jesteś effendim, wielkim uczonym i walecznym wojownikiem, nie znającym trwogi, godzien więc jesteś wejść między sipahów[1] Zibari. Oszczędziłeś życia Kurdów, pomimo że cię zdradzili i zdani byli potem na twoją łaskę. Tam na Zachodzie muszą być mądrzy myśliciele, dzielni wojownicy, litościwi zwycięzcy i piękne, wierne kobiety, a pieśni wasze łagodne jako szelest liści, a potężne jak lew ryczący. Opowiedz nam o tych krajach i narodach! Jesteś naszym gościem i włos ci z głowy
- ↑ Wojownik.